piątek, 16 września 2016

ŚWIAT bez cukru.


Naukowcy (zapewne amerykańscy) wymyślili już: chleb bez glutenu, mleko bez laktozy, słodycze bez cukru, kawę bez kofeiny. Co kolejne? Faceci bez jaj? Ten wytwór – mam wrażenie – też się powoli tworzy. Rynek spożywczy i dietetyczny zalewa coraz więcej takich produktów, ja natomiast podejrzewam, że są to – w bardzo dużej mierze – nowinki, które mają na celu naciągnąć nas konsumentów, żądnych zdrowia i modnego bycia fit, na kolejne towary, często o wiele droższe od tych ogólnie znanych i używanych. Podobna sytuacja miała miejsce kilka, kilkanaście lat temu, kiedy na świecie pojawił się boom na jedzenie typu light czy 0%. Wtedy zajadali się tym prawie wszyscy entuzjaści zdrowego jedzenia i ci pragnący zrzucić kilka kilogramów. Po latach okazało się jednak, że te produkty nie tylko przynoszą małe lub znikome efekty, ale są również szkodliwe, bo zamiast cukru zawierają jego substytuty takie jak substancje słodzące. Kto wie czy za pięć lat nie okaże się, że jedzenie bez glutenu czy laktozy nie niesie podobnych skutków ubocznych...

GLUTEN – wróg publiczny numer jeden.

Gluten – mieszanina białek roślinnych, gluteniny i gliadyny, występująca w ziarnach niektórych zbóż, np. pszenicy, żyta i jęczmienia. Tyle mówi Wikipedia. W ostatnich latach, prawdopodobnie głównie za sprawą diety Anny Lewandowskiej, zapanowała moda na produkty gluten free, ludzie oszaleli na punkcie mąk, makaronów i innych składników bezglutenowych. Pojawiły się mąki z migdałów, ryżu, kokosa, a nawet kasztanów. Średnia cena? Nawet 40 zł za kilogram! A co ze zwykłą krupczatką? Okazało się, że szkodliwa. Nagle wyszło na jaw, że co druga osoba cierpi na nietolerację glutenu, tymczasem źródła podają, że ta choroba występuje u zaledwie 1% populacji! Po co więc wymyślać i stwarzać sobie choroby? Celebrytki wylansowały tę modę, a wiele ludzi ślepo za nią podąża, - moim zdaniem – lekko kpiąc z ludzi naprawdę cierpiących na tę przypadłość. Czyż nie zostaliśmy wszyscy wychowani na białej, pszennej mące, na babcinych racuchach, pierogach, na kanapkach z białego chleba, z białym cukrem i białą śmietaną? Zajadaliśmy się tym i nikt nie puchł ani nie dostawał wysypki. A teraz? Kupujemy mąkę kasztanową, bo jest gluten free...

NABIAŁ – przyczyna mnóstwa chorób.

Naleśniki z serem, makaron z serem, racuchy z jabłkami, ruskie pierogi, serniki, pierogi leniwe – brzmi pysznie, prawda? Co łączy te dania? Otóż zawierają nabiał, przez co zostały wyłączone z diet wielu osób. Dlaczego? Podobno nabiał szkodzi. I to strasznie! Pojawiają się bóle żołądka, problemy z cerą, nabiał zwiększa ryzyko osteoporozy i złamań kości, a nawet wzrost czynnika rakotwórczego! Przerażające. Ale czy tak jest naprawdę? Znów wracam do dzieciństwa. Czyż nie uczono nas "pij mleko, będziesz więlki"? W reklamach tej akcji występowały największe gwiazdy telewizji i sportu, które z pewnością jadły nabiał będąc dziećmi, a mimo to nie wyrosły z nich kaleki, a wręcz przeciwnie. Z ręką na sercu – kto ma nieprzyjemności zdrowotne po zjedzeniu sera i wypicia kawy z krowim mlekiem, a kto sobie to wmawia,bo przecież tyle ludzi nie je nabiału to ja też? Nie dajcie się zmanipulować. Czy warto rezygnować z mleka i sera albo szukać drogich zamienników, bo inni tak robią, bo to modne, po to, by zrobić zdjęcie superzdrowego dania na Instagram? Nie sądzę. Są oczywiście ludzie uczuleni na nabiał, dzieci ze skazą białkową i oni bezwzględnie powinni go unikać, ale czy normalny, zdrowy człowiek po wypiciu kawy z mlekiem i zjedzeniu naleśnika z serem zaraz zachoruje? Odpowiedzcie sobie sami.

CUKIER – cichy zabójca.

Z tym akurat się zgadzam – cukier nie jest najzdrowszym produktem i sama staram się go ograniczać lub szukać zamienników, jednak nie wydając na nie połowy wypłaty. Przeraża mnie to, gdy matki dodają cukier do wody, którą piją kilkumiesięczne dzieci lub kupują swoim pociechom ciasta, ciasteczka, lody i batoniki zamiast owoców. Przykład? Znajoma kiedyś przyznała mi, że rzadko kupuje dzieciom banany, bo są drogie, natomiast zawsze ma w szafce ciastka na wagę. Dla porównania – cena bananów to 4 – 4,50 zł/kg. Cena ciastek – około 15 – 20 zł/kg. Co jest droższe? Cukier jest wszechobecny i naprawdę ciężko znaleźć produkty, które go nie zawierają i nie kosztują kroci, jednak można go ograniczyć lub zamienić na na przykład na miód. Osobiście nie wyobrażam sobie raczyć mojego dziecka, gdy już się urodzi, wodą smakową lub z cukrem i chcę najpierw nauczyć je jeść owoce i warzywa, a dopiero potem dać mu posmakować czekolady. Wiem, że w moim otoczeniu spotka się to ze zdziwieniem, ale będę walczyć.
Wszystko jednak jest dla ludzi. Przez okres ciąży nie piję czarnej kawy, bo zwyczajnie nie mam na nią ochoty, ale nie wyobrażam sobie wypicia jej bez odrobiny cukru i mleka i naprawdę ciężko mi uwierzyć w to, że ludzie się tego uczą.


Podsumowując – ilości glutenu, nabiału czy cukru w rozsądnych dawkach nie powinny szkodzić ludziom, którzy nie mają przeciwwskazań do ich spożywania. Nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej. Media robią z nami co chcą, wcisną nam produkty 10 razy droższe od tych, których przez całe życie używały nasze babcie i mamy, kusząc obietnicą zdrowia. A kto nam da gwarancję, że za rok nie okaże się, że z nowych badań jednak wynikło, że pszenna mąka jest lepsza od kukurydzianej i niesie więcej wartości odżywczych? Nikt. Kilkanaście lat temu mało kto słyszał o produktach bez glutenu czy laktozy i wychowaliśmy się w zdrowiu, jedząc biały chleb, naleśniki z serem i pijąc mleko, a teraz na siłę komplikujemy sobie życie i obciążamy portfel.
Nie ma nic absolutnie złego w szukaniu zamienników i urozmaicaniu sobie diety. Sama mam w szafce mąkę ryżową, a w lodówce czasem ser bez laktozy, ale nie popadam w paranoję i bardzo często smażę naleśniki z białej mąki i zajadam je z białym serem posłodzonym białym cukrem. I wiecie co? Żyję i mam się dobrze. Nie cierpię na żadne bóle ani nie mam trądziku, a post ten piszę, popijając delikatną kawę rozpuszczalną z cukrem i czekoladowym mlekiem. I wiecie co? Jest pyszna.


JAK SIĘ MA DZIDZIUŚ?

Kilka dni temu byłam na USG trzeciego trymestru. Według miesiączki był to już początek 33. tygodnia ciąży, jednak badanie wykazało, że dziecko wagowo odpowiada 31,4 tc. Między terminami jest 10 dni różnicy. Lekarz stwierdził, że prawdopodobnie urodzę po prostu małe dziecko, w przedziale 2,5 - 3 kg. Wiem, że oba terminy mało kiedy się ciężarnym zgadzają i często dzieli je nawet 2 tygodnie, jednak zazwyczaj z USG wynika, że dziecko jest o kilkanaście dni za duże, nie za małe jak w naszym przypadku. Ponadto okazało się, że kość udowa jest odrobinę za krótka i odpowiada 30 tc. Ginekolog jednak stwierdził, że nie ma się czym martwić, że taka jego uroda. Czy któraś z Was lub Waszych znajomych była w podobnej sytuacji? Nie popadam w panikę i będę cierpliwie czekać aż synek zechce przyjść na świat, ale chciałam się zorientować – tak dla pewności i spokoju ducha.